Spowiedź i nawrócenie.

POLEPSZ SWOJE ŻYCIE!

Spowiedź i nawrócenie. Polepsz swoje życie!

Spowiedź. Przychodzę do konfesjonału. Klękam. Opowiadam Bogu o tym, co jest trudne w moim życiu. Wysłuchuję nauki. Otrzymuję rozgrzeszenie. Słyszę: Idź w pokoju, Bóg odpuścił Tobie grzechy. Ksiądz puka ręką w drewniany konfesjonał. Nie ma to nic wspólnego z przesądem, że trzeba pukać w niemalowane drewno, by nie zapeszyć i słowami nie zniszczyć dobrej passy. Pukanie jest bardzo pięknym symbolem. Oczami wyobraźni przenoszę się na Golgotę. Widzę jak żołnierze przybijają Jezusa Chrystusa do drzewa krzyża. Słyszę w głowie odczytywany tekst proroka Izajasza: „Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” ( Iz 53,5). Tak, spowiedź święta jest ukrzyżowaniem naszych grzechów na krzyżu Zbawiciela. Tylko jak się to przedstawia w praktyce? Aż chciałoby się powiedzieć: wyspowiadany i co dalej? Jak polepszyć swoje życie po sakramencie pokuty i pojednania?

 

Spowiedź i nawrócenie – sakrament spowiedzi jest spotkaniem z Bogiem

Do momentu, kiedy będziemy traktować „konfesjonałowe wydarzenia” jako spotkanie z księdzem, który mnie wysłucha i udzieli mi przebaczenia w imię Boga, dotąd nie będziemy wykorzystywać całego potencjału tego cudownego momentu. Trzeba sobie uświadomić, co tak naprawdę dzieje się  w konfesjonale. Tam nie spotykamy się z człowiekiem, tylko z Bogiem. To prawda, że widzimy księdza. Słyszymy także jego głos oraz otrzymujemy jego wyjaśnienia. Jaki ksiądz, taka nauka i zaangażowanie. Lecz obojętnie, który kapłan byłby za kratkami konfesjonału i niezależnie od tego, co  powiedziałby, spowiedź jest spotkaniem z Wszechmogącym Bogiem. Udzielane Ci rozgrzeszenie i wynikające z niego miłosierdzie jest decyzją samego Boga. Pamiętamy jak bardzo zobowiązujące słowa powiedział Jezus do św. Piotra ( a dzięki sukcesji apostolskiej do całego Kościoła katolickiego): „cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,19). Ksiądz jest tylko uchem Pana Boga. Gdy zrozumiemy wagę spowiedzi, czyli jak dyktuje nam katechizm – „widzialnego znaku niewidzialnej łaski Bożej”, to nie będziemy już mieli tak wielkiego pragnienia, by pojechać do Rzymu, na Watykan, by zobaczyć papieża. W konfesjonale spotykamy się sam na sam z Bogiem. A znajdując mądrego kapłana możemy się nawet wsłuchać w słowa, które są wypowiadane w duchu Bożym. Jeśli weźmiemy sobie to do serca, zupełnie inaczej będziemy podchodzili do usłyszanych tam słów, a przez to do pracy nad swoimi słabościami. Będzie nas to wszystko bardziej zobowiązywać.

W Ewangelii Mateusza czytamy o bardzo urokliwym spotkaniu Jezusa z żołnierzem – setnikiem (nazwa pochodzi od tego, że był dowódcą oddziału wojskowego składającego się ze stu osób). Ten twardy człowiek – bo jaki miał być przełożony wojskowy, który musiał ogarnąć aż stu mężczyzn – prosi Jezusa o uzdrowienie swojego sługi. Zobaczmy ten ważny szczegół. On nie przychodzi wstawić się za swoim dzieckiem, czy żoną. On interweniuje w sprawie obcego człowieka. Przecież jeśli sługa nie domaga to po prostu można go zmienić. Ten jednak jest zainteresowany jego sytuacją, ponieważ ma dobre serce. W dalszej części rozmowy okazuje się, że ma również otwarty umysł. Gdy Jezus mówi, że przyjdzie i uzdrowi go ten odpowiada: „«Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie” (Mt 8,8). Podaje do tego argumentację z własnego, wojskowego doświadczenia: „Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź!» – a idzie; drugiemu: «Chodź tu!» – a przychodzi; a słudze: «Zrób to!» – a robi‟ ( Mt 8,9). Jezus zachwyca się tą postawą. Publicznie wychwala tego rzymskiego poganina. Wypowiada pochwałę, która musiała obrazić wielu znajdujących się tam Żydów. Stwierdza bowiem, że u nikogo w Izraelu nie znalazł takiej wiary. Skąd taki zachwyt nad słowami żołnierza? On po prostu uwierzył, że ma przed sobą Boga. Dlatego nie potrzebował zapraszać Jezusa do swojego domu. Wiedział, że Jezus sobie poradzi na odległość. Nie potrzebował szczególnych znaków, słów-zaklęć, dymu kadzidła. Założył, że jeśli Jezus będzie chciał to jego sługa będzie zdrowy. Identycznie ma się sprawa ze spowiedzią. Tam jest Bóg. Nie trzeba jechać na Jasną j Górę czy do Medjugorie, by się z Nim spotkać. Nie trzeba także ustawiać się w kolejce do konfesjonału najpopularniejszego w Polsce kaznodziei i spowiednika. Bóg działa swoim sakramentami wszędzie tam, gdzie w konfesjonale siedzi kapłan. Od naszego nastawienia i wiary zależy skuteczność łask. Czasami pojedziemy do jakiegoś sanktuarium, lub na dobre rekolekcje, ale pamiętajmy, że to pomaga tylko nam. Bóg w przekazaniu łaski poradzi sobie przez najprostsze znaki.

 

Spowiedź i nawrócenie – kiedy Bóg zyska po mojej spowiedzi?

No dobrze, ja bardzo dużo zyskuję podczas spowiedzi. A co ma z tego Bóg? Kiedy zyskuje On na mojej spowiedzi? Bardzo uczciwe pytanie! Nie możemy przecież ograniczać się tylko do przestrzeni wyznaczonej przez końcówkę naszego nosa. Wraz z naszym nawróceniem realizują się Boże plany. 

Aby do nich doszło, musimy wejść na niepewną drogę łaski. Już tłumaczę, co mam dokładnie na myśli. Nie oszukujmy się. Każda spowiedź jest związana z pewnym ryzykiem. Decydując się na to, że przyjmujemy wszystkie zasady katolickie (jeśli chcemy, aby nasza wiara była skuteczna, nie możemy podchodzić do religijnych reguł fragmentarycznie) zawsze bierzemy na siebie ciężar niepewności. Wiele rzeczy jest niejasnych i wymaga zaufania. Ciekawie opisuje to fragment Ewangelii o Mowie Eucharystycznej. Gdy Jezus powiedział na czym polega sakrament Mszy świętej wzbudził oburzenie. Ludzie nie rozumieli Jego słów: „Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” ( J 6, 53). Dlatego wielu zaczęło komentować: „ Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” (J 6, 60). Te słowa spowodowały szemranie. Nawet apostołowie zaczęli się zastanawiać nad prawdziwością przesłania Jezusa. Dlatego Zbawiciel postawił sprawę jasno i uczciwie zapytał: „Czyż i wy chcecie odejść?” (J 6, 67). Wóz albo przewóz. Na szczęście św. Piotr wziął sprawę w swoje ręce i zdecydowanie odpowiedział: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6, 68-69). 

Bóg zyskuje naszej spowiedzi jeśli jest w niej niezmącona wiara, że to, co przekazuje nam Kościół jest dobre dla naszego rozwoju. Jeśli pojawi się natomiast w naszym myśleniu tzw. „duchowość majsterkowicza” i będziemy chcieli wybiórczo decydować, co chcę wziąć z Ewangelii, a co odrzucić, to wtedy osłabiamy możliwość oddziaływania Boga na nasze życie. Owocna relacja z Bogiem nie może być przeżywana pod znakiem: „tak,ale…”.

 

Spowiedź i nawrócenie – kiedy inni ludzie zyskają na mojej spowiedzi?

Spowiedź nie tylko odmienia nasze życie, ale również zmienia nasz stosunek do innych osób. Nie da rady nawrócić się tylko dla siebie. Czasami to wręcz denerwuje osoby, które są obok nas, ale takie jest życie. Gdy zmienia się czyjeś życie, będzie to także – chciał nie chciał – odczuwane przez innych. Aby to potwierdzić, weźmy na warsztat Ewangelię wg św. Łukasza, która opisuje zaskakujące zajście w domu faryzeusza. Jezus przyszedł do niego na posiłek. Spotkanie nie ograniczyło się jednak tylko do jedzenia i rozmowy. Na horyzoncie pojawiła się kobieta posiadająca szemraną opinię. Wszyscy wiedzieli, że zajmuje się ona najstarszym zawodem świata, więc na pewno na jej widok aż się wzdrygnęli. Zostały połączone dwa niepasujące do siebie światy. Przy stole zasiadł Jezus, który wypracował sobie dobrą opinię mądrego nauczyciela, a obok niego pojawia się kobieta –  jawnogrzesznica. Zaskakuje ona swoim zachowaniem. Siada ona u nóg Jezusa i zaczyna płakać. Łzy spadają na nogi Jezusa, a ona wyciera je własnymi włosami. Potem całuje stopy Jezusa i namaszcza je drogim olejkiem alabastrowym. Faryzeusz, gospodarz miejsca, jest oburzony tym zajściem. Uważa, że Jezus powinien widzieć kim ona jest i powinien uniemożliwić jej wykonywanie tak intymnych gestów ( zob. Łk 7, 36-39). Jezus opowiada mu natomiast krótką przypowieść o dwóch dłużnikach i skłania go do refleksji. Pokazuje, że większą wdzięczność ma ten dłużnik, któremu więcej darowano pieniędzy. Na bazie tego porównania pokazuje, że zaangażowanie tej kobiety również jest podyktowane jej trudnym życiem. Patrząc na jej troskę odpuszcza jej grzechy i podsumowuje: Ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje” ( Łk 7,47). Podobnie jest z naszym doświadczeniem konfesjonału. Jeśli rzeczywiście przeżyjemy darowane nam miłosierdzie, w naszym życiu będzie odczuwana wdzięczność. Nie tylko, że inaczej spojrzymy na Boga, ale przede wszystkim inaczej będziemy odbierać drugiego człowieka. Sakrament pokuty i pojednania uczy nas większej wrażliwości na ludzi, ponieważ widzimy, że sami doświadczyliśmy przebaczającej miłości Boga.

Popełniane błędy wcale nie muszą zamykać na innych. Zobacz na jednego z głównych bohaterów Niedzieli Miłosierdzia. Czytamy wtedy o niedowiarku, ale świętym, apostole Tomaszu. Gdy wszyscy apostołowie spotkali Zmartwychwstałego Jezusa w wieczerniku, on szwendał się po innych drogach. Kiedy opowiedziano mu o spotkaniu z Jezusem  nie chciał w nie uwierzyć. Powiedział, że jeśli nie dotknie miejsc po gwoździach i nie włoży do nich palca nie uwierzy. Te wątpliwości dały okazję do bardzo ciekawego spotkania. Jezus zaprosił św. Tomasza do namacalnego sprawdzenia Jego zmartwychwstania. W wyniku tego doświadczenia, pomimo okazanej wcześniej słabości, św. Tomasz stał się później wielkim ewangelizatorem. Tradycja przypisuje św. Tomaszowi ewangelizację Partów i Indii. Ponadto legendy ukazują św. Tomasza jako założyciela Kościoła malabarskiego. Aż chciałoby się powtórzyć za św. Papieżem Grzegorzem Wielkim: „Więcej pomaga naszej wierze niewiara Tomasza niż wiara apostołów”. Czy podobnie nie jest ze spowiedzią? Chociaż mówimy tam o grzechach, dzięki otrzymanemu tam doświadczeniu przebaczenia chcemy wprowadzać namacalne zmiany w nasze życie.

 

Spowiedź i nawrócenie – jak wzbudzić autentyczny żal za grzechy?

W pracy nad grzechem problemem nie jest tylko sam grzech. Popełniane przez nas czyny tworzą się w pewnym środowisku. Coś nas do danego grzechu ciągnie. Z kimś jest on powiązany. Czasami staje się nawet kogoś oczekiwaniem. Dlatego rezygnacja z grzechu jest takim problemem. Oznacza bowiem rozbrat z jakąś częścią naszego życia. Bardzo trafnie ukazuje to scena biblijna z Herodem. Miał on dwojakie uczucia względem Jana Chrzciciela. Z jednej strony lubił go słuchać, ale za każdy razem słysząc go odczuwał niepokój. Jakby Herod wiedział, że Jego nauczanie jest słuszne, ale nie chciał dostosować do niego swojego życia. Dlatego zgadzał się na życie w rozkroku. Największy „życiowy szpagat” przyszło mu jednak zrobić we własne urodziny. Wyprawił z ich okazji ucztę dla galilejskiej świty. Córka Herodiady, która nienawidziła Jana Chrzciciela za Jego poglądy na temat jej małżeństwa z Herodem, zatańczyła przed biesiadnikami. Herod stracił wtedy głowę i powiedział parę słów za dużo oferując dziewczęciu wszystkiego, czego sobie zapragnie,  choćby i  połowy jego królestwa. Dając takie możliwość nie spodziewał się, że dziewczę poprosi o głowę Jana Chrzciciela. Ta jednak, namówiona przez matkę, stwierdziła, że śmierć Jana Chrzciciela jest jej największym marzeniem. Idiotyczne, ale słowo się rzekło. Herod nie potrafił się z tego wymiksować. Posmutniał, ale ze względu na złożoną przysięgę i współbiesiadników nie chciał jej odmówić. Ewangelia przekazuje nam to mocne słowo – nie chciał. Nie zostało zapisane, że nie mógł. nie chciał, ponieważ bał się złamania słownej przysięgi złożonej będąc pijanym, względem tańczącej dziewczyny. Nie chciał być odczytanym za niesłownego przez bliskie mu środowisko. 

Czy podobne scenariusze nie odbywają się w naszym życiu? Wracamy po spowiedzi świętej do domu. W trakcie drogi powrotnej obmyślamy plan zmiany swojego życia. Wszystko mamy dopięte na ostatni guzik. Zrobimy to  i tamto i będzie błysk. Wchodzimy do domu i czar pryska. Tam nie jestesmy sami. Czeka na nas mąż lub żona, dzieci, nie licząc psa machającego z radości ogonem. Każdy z nich ma inny pomysł na najbliższy czas. Nie utożsamiają się z naszymi postanowieniami. Dlatego prawdopodobnie nie będą nam w nich pomagać. Daj Boże, by nie przeszkadzali. 

Nawrócenie zakłada więc wpisanie w rachubę tego, że środowisko będzie stawiało jakiś opór, aktywny lub bierny, ale zawsze jakiś. Trzeba więc wiedzieć, że nawrócenie nigdy nie jest tylko pracą nad samym grzechem, ale nad wszystkimi czynnikami, które nas do niego skłaniają. Nie dajmy sobie wmówić, że jest to niemożliwe. Nieprawda. Praca nad sobą nie jest dostępna tylko dla osób samotnych. Chociaż jest to bardziej wymagające, również w ramach rodziny, środowiska pracy i hobby możemy zmieniać pewne mechanizmy. Czasami usunięcie nawet kilku czynników może sprawić, że sugestie do popełnienia grzechu będą zdecydowanie mniejsze i będziemy w stanie się im oprzeć. Spójrzmy szerzej na rzeczywistość grzechu.  

Aby trochę odciążyć nasze sumienia musimy pamiętać, że część z naszych grzechów nie jest tylko naszą winą. Często są to tak zwane grzechy wspólne, w których my uczestniczymy. Nad takimi grzechami pracuje się dłużej, bo musimy wpisać w plan naprawczy również wolną wolę innych ludzi. Pamiętamy o tym i przez to, mniej wyrzucajmy sobie brak pełnej kontroli nad pewnymi sprawami.

 

Spowiedź i nawrócenie – jak wdrożyć w życie postanowienia?

Przede wszystkim trzeba sobie przypomnieć stare, mądre powiedzenie: „nie od razu Rzym zbudowano”. Zmiana w życiu jest procesem, który trzeba przemyśleć i zaplanować. Nie da rady zrobić wszystkiego od razu, bo kto kilka srok łapie jednocześnie za ogon, ten nie złapie ostatecznie ani jednej. O mądrym planowaniu Jezus powiedział dwie krótkie przypowieści – o budowaniu wieży i o wyprawie wojennej. W pierwszej przypomniał nam oczywista rzecz. Jeśli chcemy zbudować wieżę, to najpierw siadamy, obliczamy wydatki i oceniamy, czy mamy ma wykończenie. Jeśli pominiemy te kroki możemy przeinwestować i doprowadzić do nie ukończenia projektu oraz wyśmiania przez ludzi, którzy przyglądają się naszym działaniom (zob. Łk 14,28-30). Identyczne wnioski przywołuje przypowieść o wojnie z nieprzyjacielem. W momencie wyruszanie na wyprawę wojenną trzeba przeliczyć wojska. Skoro z naszych obliczeń wynika, że mamy mniejsze wojsko niż zastępy wrogiej drużyny, rezygnujemy z otwartej walki i wkładamy wysiłek w rozmowy pokojowe. Jak widać, wszystko musi być robione z głową. Podobnie ma się sprawa z życiem duchowym. Nie można się zachwycić pierwszym rozpalonym ogniem. To oczywiste, że po doświadczeniu bliskości Boga oraz otrzymanej drugiej szansie, chcemy zrobić w życiu duchowym przewrót kopernikański. Żeby nie było wątpliwości – to bardzo dobrze, że mamy wielkie pragnienia. Musimy jednak rozplanować poszczególne kroki, by osiągnąć zamierzony efekt. Proponuję wdrożyć 3 zasady:

 

Precyzja w nazywaniu grzechu – jeśli powiesz sobie – muszę zmienić się na lepsze, to tak jakbyś nic nie powiedział. Co to znaczy, chcę być lepszy? To tak wielki zbiór, że nie wiadomo na czym się skupić. Wyznacz sobie realne cele, oraz drogę jaka do nich prowadzi.

 

Metoda małych kroków – jeśli postanowimy, by od razu zmienić dużo oraz wielkie rzeczy, może nam zabraknąć motywacji. Najpierw wyznaczmy sobie niewielkie cele, które są łatwo osiągalne. Tym bardziej, że czasami nie da rady od razu rozbić orzecha jednym mocnym uderzeniem. O wiele bardziej efektowne są kilkukrotne, słabsze uderzenia z różnych stron. 

 

Nagradzanie się na udane bitwy – chociaż wojna składa się z wielu walk i bitew, warto doceniać siebie za czynione postępy. Codziennym momentem podsumowań jest krótki rachunek sumienia. Może on trwać dosłownie trz minuty. Przechodzisz tylko myślami przez wydarzenia mijającego dnia i obserwujesz, na które dobro udało Ci się dzisiaj odpowiedzieć. Jak to zauważysz, jutro nie będziesz startował od zera. Gdy udadzą się rzeczy drobniejsze, wleją w Twoje serca więcej nadziei i pokażą, że zmiana jest możliwa. 

 x.P.Ś.

Podobał Ci się artykuł? W podziękowaniu możesz postawić kawę. Pomożesz w ten sposób utrzymać portal oraz tworzenie nowych katolickich inicjatyw: https://buycoffee.to/ewangelizacja

Przeczytaj inne ARTYKUŁY o spowiedzi 🙂

Jaka wiara taka spowiedź

  Przez całe nasze życie uczymy się czegoś nowego. Powoli dojrzewamy... Każdy okres rządzi się swoimi prawami, zmieniają się nasze priorytety. Z czasem przychodzi zrozumienie spraw, które jeszcze kilka lat temu wydawały nam się zupełnie nie do pojęcia. Myślę, że...

Pierwsza spowiedź a Pierwsza Komunia Święta – pomocnik

  Pierwsza Komunia święta to uroczystość całej rodziny. W ramach przygotowań do tego Dnia, zarówno dziecko, jak i cała jego rodzina mogą skorzystać ze spowiedzi świętej.  W spowiedzi świętej bardzo pomaga modlitewnik komunijny oraz Pismo święte. Biblia jest w...

Jak często się spowiadać? Katechizm mówi, że raz w roku…

  Rzeczywiście: Katechizm potwierdził wymóg, by katolik spowiadał się przynajmniej raz w roku. Każdy penitent – nawet ten „roczniak”, wie doskonale, że to minimum nie wystarczy do prowadzenia życia w pełni chrześcijańskiego i nie umożliwia rozwoju duchowego; jest...

Spowiedź to nie terapia, terapia to nie spowiedź

  Często bywa tak, że do spowiedzi popycha nas ból duszy, wywołany wyrzutami sumienia, które są naturalnym (i zdrowym) objawem chorującej duchowości. Zdarza się wówczas, że zaczynamy traktować konfesjonał jak popularną kozetkę w gabinecie psychologa. Naszym...

Spowiedź nie jest…

  Sakrament Pokuty to „najtrudniejszy” sakrament. Wymaga od nas pokonania wstydu, lęku, stresu... Podczas, gdy każdy z nas stara się na co dzień pokazać z jak najlepszej strony, podczas spowiedzi wręcz przeciwnie – musimy wyciągnąć „na światło dzienne” to, co w...

Grzechy powszednie czy spowszedniałe

  Można by powiedzieć: jaki jest grzech ciężki, każdy widzi. Na ogół łatwiej nam jest wskazać grzechy „cięższego kalibru” i jesteśmy bardziej świadomi ich popełnienia. Schody zaczynają się wówczas, kiedy nie mamy na koncie jakichś większych „wykroczeń” i, co...

Najnowsze artykuły

Jak często się spowiadać, aby spowiadać się dobrze?

  Częstotliwość przystępowania do spowiedzi wyznaczają nam na ogół dwie rzeczywistości: nakaz związany z przykazaniem kościelnym i obietnica, którą przekazała światu św. Małgorzata Maria Alacoque. Czy któraś z nich jest gwarancją dobrej spowiedzi? Drugie...

czytaj dalej

Dlaczego cenię sobie spowiedź świętą?

  Spowiedź święta to chyba jeden z najmniej lubianych sakramentów. Rzadko można znaleźć osobę, która mówi o częstym i chętnym przystępowaniu do spowiedzi świętej. Ze mną jest tak samo, wiele wysiłku kosztuje mnie systematyczne korzystanie z tego sakramentu. Ale...

czytaj dalej

Świadectwo księdza: młodzież a spowiedź

  Kiedy miałem piętnaście lat, nie rozumiałem jeszcze, że spowiedź może być naprawdę uwalniająca. Od tamtego czasu wiele się jednak wydarzyło. Zostałem księdzem. Teraz z ogromną radością pokazuję młodym ludziom piękno Bożej miłości i Bożego miłosierdzia, którego...

czytaj dalej

Od konfesjonału do ołtarza

  Eucharystia powinna być centrum życia każdego chrześcijanina. Wydaje się, że często jednak przechodzimy nad nią do porządku dziennego i tak naprawdę nie rozumiemy jej sensu i znaczenia dla naszego życia. Ja sama odkryłam cud Eucharystii mając ponad 25 lat....

czytaj dalej

Patron dobrej spowiedzi – św. Gerard Majella

  Prawie każdy z nas ma swojego patrona. Święci i błogosławieni, którzy noszą takie imiona, jakie nadali nam nasi rodzice, czują się w obowiązku opiekować się nami i wstawiać się za nami u Boga. Zwłaszcza jeśli sami o nich pamiętamy i zwracamy się do nich w...

czytaj dalej

Dlaczego mam znienawidzić zło?

  Bardzo dobre pytanie! Jeśli nie postaramy się na nie odpowiedzieć, to nasze spowiedzi będą tylko sztuką dla sztuki, comiesięcznym lub nawet rzadszym rytuałem, który – według nas – musi być odpukany, ale wcale nie powoduje jakiejkolwiek przemiany… Zło jest...

czytaj dalej

Artykuły

Wróć do strony z artykułami i wybierz co więcej chciałbyś przeczytać. Wielu ludziom te teksty pomogły we właściwym przeżywaniu spowiedzi.

Pin It on Pinterest