Po co mi spowiedź?
ARGUMENTY!Po co mi spowiedź? Argumenty!
Kiedy stajemy przed decyzją, czy daną rzecz zrobić, czy raczej ją sobie podarować, jakie pytania sobie zadajemy?
Pierwsze – powiedziałbym, że wręcz klasyczne – co ja będę z tego miał? Bez sensu jest bowiem w coś się zaangażować i nic z tego nie mieć (śmiech). Jeśli idziemy do pracy, to przynosimy pieniądze, na studia idziemy po to, by uzyskać wykształcenie, a przyjaciół mamy po to, by nie czuć się samotnymi jak palec.
Dlaczego więc idziemy do spowiedzi?
Po co mi spowiedź? Argumenty! Odpuszczenie grzechów
1- Idziemy do sakramentu pokuty, aby zostały nam odpuszczone grzechy. Świadomość posiadania grzechu, a co za tym idzie winy za to, że popełniło się zło, jest bardzo przytłaczająca. Nikt z nas nie chce się czuć powodem pojawienia zła w świecie. Dlatego sięgamy po narzędzia – w tym to sakramentalne- by pozbyć się uczynionego zła oraz wszelkich wynikających z niego konsekwencji. Zło niestety jest lepkie i szybko przyczepia się do nas jak przysłowiowy rzep do psiego ogona.
Miło by było, gdyby to było takie takie proste. Mam grzech, więc idę do spowiedzi. Droga przeważnie jest o wiele bardziej wydłużona. Specjalnie mówię, że wydłużona, ponieważ ona jest tak naprawdę krótka – wystarczy pójść i pogodzić się z Bogiem, tylko my ją niepotrzebnie wydłużamy. O złym przeżyciu winy wielokrotnie mówi nam Pismo święte. Już w pierwszej Księdze Biblii – Księdze Rodzaju, możemy zaobserwować reakcję Adama i Ewy, którzy mając świadomość popełnionego grzechu „chowają się po krzakach” : „Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu’. Wtedy padają słynne słowa: „[Adamie] gdzie jesteś?” (Rdz 3,9). Te słowa zmuszają do refleksji.
Bóg każe Adamowi skonfrontować się z rzeczywistością. Adam musi zobaczyć, że jest ukryty za drzewami. Niby zjadł owoc z zakazanego drzewa po to, by poprawić swoją sytuację, a tak naprawdę z powodu tego owocu ma wewnętrzne przynaglenie, wręcz przymus, do ukrywania się. Taki jest właśnie grzech. Na pozór przyjemny, rozwijający, pomagający się wyrazić, a gdy spojrzy się na to z dystansu, to tak naprawdę nas ogranicza. Dlatego nie oszukujmy się – idziemy do spowiedzi nie tylko po to, by zostały nam odpuszczone grzechy, ale również po to, by zostały w nas usunięte blokady niewoli, które nie pozwalają nam być wolnymi ludźmi.
Chichot losu – przez grzech chcieliśmy zerwać kajdany niewoli i konieczności dostosowywania się do Bożych przykazań, a nałożyliśmy na swój umysł jeszcze twardsze ograniczenia – schodzimy na boczne ścieżki, ponieważ podskórnie czujemy, że postąpiliśmy nie tak jak trzeba. Ten krótki urywek z Księgi Rodzaju daje nam okazję do rozważenia, które grzechy robią nam zamieszanie w głowie. Co jest w stanie odepchnąć nas od kontaktu z Bogiem, który chce mieć z nami relację a także pragnie umożliwić nam pogodzenie się z samym sobą?
Mam jedną z wielu propozycji. Blokad i przeszkód w relacji z Bogiem może być tysiące, bo w końcu każdy człowiek ma swój rys psychologiczny oraz inne doświadczenia życiowe. Jednak, mimo wszystko, bardzo często zniechęcenie do przyjścia po odpuszczenie grzechów wynika z tego, że boimy się wpuścić Boga do swojego życia. Zakładamy, że możemy utracić z tego powodu autonomię i Bóg zbyt wiele rzeczy pozmienia, a my nie będziemy potrafili się w tym wszystkim odnaleźć.
Dla ilustracji tego „duchowego mechanizmu” przytoczę sytuację z początków relacji św. Piotra z Jezusem. Zaczęło się bardzo przyjemnie. Jezus nauczał tłumy z łodzi Szymona Piotra. Odbili parę metrów od brzegu i dzięki temu Jezus mógł spokojnie głosić nauki. Musiały one bardzo przemawiać ludziom do serca, ponieważ gdy Jezus zakończył głoszenie, zachęcił Piotra do kolejnego połowu. Piotr mimo poczucia bezsensu tego działania uległ namowie Jezusa. Stwierdził: „«Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci»” (Łk 5,5). Zaryzykował i bardzo się zdziwił. Efekt przerósł jego najśmielsze oczekiwania (chociaż wcale ich nie miał, bo założył, że sobie trochę popływają i wrócą znowu na brzeg z pustą łodzią). Zamiast zakładanego braku ryb, widzi rozrywające się sieci. Woła z towarzyszami o pomoc i rozkładają rybią zdobycz na dwie łodzie, które z powodu ciężaru prawie się zanurzają.
To było już za wiele jak na wytrzymałość Piotra. Był pewien, że to nie powinno mieć miejsca w jego towarzystwie. Dlatego pada na kolana i mówi do Jezusa: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5,8). Na pozór idealna reakcja. Okazał zachwyt i po prostu się przestraszył. Niby tak, ale… Od razu chciałoby się zapytać, dlaczego, jeśli ma do dyspozycji tak wielkiego człowieka ( precyzyjniej Boga-Człowieka) nie chce skorzystać z Jego mocy? Odpowiedzią jest oczywiście grzech, który teraz rozważamy. Poczucie grzeszności może odpychać od świętości. Po ludzku boimy się kontaktu z Tym, którego nie rozumiemy. Nie wiemy, co może powstać w Bożym zamyśle i czego Bóg może od nas oczekiwać. A jeśli poprosi o coś, czego nie będę w stanie Mu dać? Jasne, może się pojawiać pokusa ucieczki i lęk przed niepewną przyszłością. Aby go zmniejszyć zobaczmy jak Jezus uspokoił jeszcze wcale nie-świętego Piotra. Powiedział mu: “Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”.
Majstersztyk. Krótko i na temat. Innymi słowy Jezus powiedział: Piotrze nie bój się, że wraz z moim pojawieniem się w Twoim życiu będziesz musiał wszystko zmienić. Ja widzę kim jesteś, na czym się znasz i co jest dobre w twoim życiu. Nie chcę zmieniać wszystkiego, tylko chcę, byś swoje umiejętności wykorzystał dla rzeczy większych. Dostrzeżmy to. Jezus do „rybaka ryb” mówi, że odtąd będziesz „łowił ludzi”. Odtąd będziesz tym, kim jesteś, ale z piękniejszym celem.
Po spowiedzi Bóg nie każe nam być kimś innym, tylko w ramach naszej osoby dostrzec nowe możliwości. Nigdy zadośćuczynienie po spowiedzi nie uda się, jeśli będzie ono polegało na nie-robieniu czegoś. Człowiek ma energię, potencjał i one mają być przekierowane na miłość i dobro w ramach tego, co robimy. To nie górnolotne stwierdzenie, ale rzeczywista praca na poziomie naszych rąk, umysłu i serca!
Podsumowując ten wątek – spowiedź to wyznanie grzechów w celu odkrycia, że moje siły mogę wykorzystywać na dobro, a nie na zło.
Po co mi spowiedź? Argumenty! Pogodzenie z przeszłością
2 – Idziemy do sakramentu spowiedzi, by pogodzić się z przeszłością. Znowu – nie jest to takie proste jak mówi teoria. Gdybyśmy byli maszynami pozbawionymi pamięci i uczuć, byłaby to prosta kalkulacja. To i tamto trzeba zmienić, alleluja i do przodu. Sprawa się komplikuje, gdy obok popełnionego zła ranimy – zarówno siebie jak i innych. Wtedy nie jest łatwo pogodzić się z przeszłością w konfesjonale, ponieważ musimy zanurzyć się w trudnych emocjach. Chociaż to bardzo trudne, naprawdę warto. Ciekawą historię biblijną w tym temacie mamy również ze świętym Piotrem. Jak pamiętamy, Piotr mimo tego, że zarzekał się przed Jezusem, że na pewno Go nie zdradzi, uległ w momencie próby.
Sytuacja była o tyle bardziej emocjonalna i ośmieszająca, że Piotr nie zaparł się Jezusa przed uzbrojonymi po zęby żołnierzami, którzy grozili mu śmiercią ani przed trybunem, który mógł go skazać na biczowanie, tylko przed służącą. W tamtych czasach kobiety nie mogły być nawet świadkami w sądzie. Mówiąc kolokwialnie – Piotr dał ciała w sytuacji, która tak naprawdę nie była zagrożeniem. Jaki to musiało powodować wstyd. Jak ciężko było się do tego przyznać i nawiązać kontakt z osobą, którą się zawiodło, chociaż tak naprawdę nic nie zmuszało do zdrady. Pewnie dlatego Piotr, gdy usłyszał drugie pianie koguta i przypomniał sobie przepowiednię Jezusa, wybuchnął płaczem.
Okazał skruchę. Zrozumiał, że nie był tak mocny jak zakładał. Głęboka relacja z Jezusem nie uchroniła Go przed zdradą. Teoretycznie temat jego upadku mógłby się zakończyć. Bóg, który wszystko widzi, na pewno zarejestrował jego żal i płacz. A jednak, niedługo po zmartwychwstaniu, w dogodnej sytuacji, bo podczas śniadania na brzegu Jeziora Galilejskiego, Jezus pyta Piotra o miłość.
Nieważne, że Piotrowi dalej jest głupio i po prostu wstydzi się z powodu niewierności. Przy trzecim zapytaniu, pewnie z racji na to, że przypomniało mu się niedawne potrójne zaprzeczenie (zaparcie się) znajomości z Jezusem, staje się smutny. Czy to wszystko było potrzebne, by przeżył to jeszcze raz? Zdecydowanie tak. Bogu nie zależy tylko na pierwszej, często odruchowej reakcji smutku z powodu grzechu. On chce, by człowiek to przemyślał, wyciągnął wnioski i Mu o tym powiedział. Stąd konfesjonał. Ludzkiej, sakramentalnej rozmowie z kapłanem przysłuchuje się Bóg, który chce dostrzec w nas skruchę. Ona pozwala skutecznie pogodzić się z przeszłością. Chociaż mówienie o tym, co trudne nie jest komfortowe, ma w sobie wyzwalającą moc.
Wiemy przecież, że do uzyskania spokoju sumienia potrzebujemy usłyszeć przebaczenie, a nie tylko pamiętać, że przecież jakoś tam żałowaliśmy. Przeważnie jest jeszcze tak, że im trudniej dojść do spowiedzi, tym większy pokój serca, gdy się przełamiemy. Czasami wydajemy duże fundusze na psychoterapeutów i wchodzimy w bardzo skomplikowane terapie. Są zdarzenia, które tego wymagają, ale nie warto zapominać o bardzo wyzwalającym wydarzeniu jakim jest sakrament spowiedzi.
Po co mi spowiedź? Argumenty! Relacja z przebaczającym Bogiem
3 – Idziemy do spowiedzi, by nawiązywać relację z przebaczającym Bogiem.
Spowiedź święta daje nam możliwość poznawania prawdziwej twarzy Boga. Jeśli nie praktykujemy sakramentalnej spowiedzi, w której mówimy o swoich grzechach i są nam one odpuszczane, tworzy się w naszej głowie obraz niezwykle surowego Boga. Jest on Bogiem przykazań, zasad i reguł, których nie można przekraczać, bo jeśli do tego dojdzie to wtedy nas porzuci. Kłamstwo! Bóg chce mieć kontakt z grzesznikiem. Chociaż nie chce dla nas grzechu, rozumie naszą słabość.
Niestety my nie lubimy takich sytuacji. Nie lubimy doświadczać naszej niewystarczalności. Nie lubimy w sobie tego, co słabe i nie dorasta do wyznaczonych reguł. Bierze się to pewnie z codziennego doświadczenia. Ludzie okazują pogardę względem tych, którzy nie potrafią wywiązać się z wymaganych względem nich powinności. Bardzo boleśnie pokazują, że jesteśmy niedouczeni, zbyt mało inteligentni. Zdarza się nawet, że dotykają naszej ludzkiej godności i poczucia własnej wartości. Wystarczy kilka takich bolesnych sytuacji i możemy się zdystansować do wszystkich miejsc, gdzie będzie się od nas wymagało, byśmy wykazali się jakąś wiedzą lub umiejętnościami.
Podobnie w życiu duchowym może nas przerażać świętość Boga, to, że On wszystko widzi i ocenia oraz fakt, że po śmierci stajemy przed sądem i możemy trafić do piekła. Te wszystkie zasady, jeśli nie będą przeżyte z przeświadczeniem o dobroci i miłosierdziu Boga, mogą stać się murem nie do przeskoczenia. Zamiast skłaniać nas do relacji, stajemy przed takim murem, popatrzymy na jego wysokość i ze smutkiem odejdziemy nie podejmując walki.
Podobne nastawienie do Ojca (który ilustruje Boga) miał syn ze znanej przypowieści o synu marnotrawnym. Zobaczmy, jak wiele czasu zajęła mu decyzja, by wrócić do domu. Mimo wydania wszystkich pieniędzy, ciężkiego głodu w krainie, w której przebywał i ciężkiej pracy przy wypasie świń, oddalał w przyszłość możliwość powrotu. Dopiero, gdy stracił wszelką nadzieję i przymierał głodem, bo nie mógł nawet najeść się strąkami, postanowił wrócić do ojca. Nie myślmy, że miał w sercu jego dobry obraz. Zakładał, że ojciec będzie na niego oburzony, więc odpowiednio się przygotował. Zaplanował sobie przemowę: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników”. Słowem, chce wrócić, ale nie jako syn, tylko zwykły pracownik.
Czy podobne myśli nie pojawiają się w naszych głowach, gdy zgrzeszymy? Twierdzimy, że musimy wrócić do Kościoła, bo chcemy uniknąć potępienia, ale nie chcemy włożyć w to serca, ponieważ zakładamy, że nasz grzech wyrzucił nas na peryferie Wspólnoty, a nawet troski i opieki Boga? Czytajmy przypowieść dalej. Do czego tam dochodzi? Dowiadujemy się o ojcu zgoła innym niż założył w swoich rozważaniach syn marnotrawny. Ojciec jest czuły. Tylko gdy dostrzega powracającego syna, wzrusza się, wybiega naprzeciw niego, rzuca mu się na szyję i całuje.
A teraz zestawmy to z często odczytywanym fragmentem w liturgii ślubnej, z Listu do Koryntian, dokładnie z Hymnu do miłości: „[Miłość] nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości” (1 Kor 13,5-6). W miłosiernym Ojcu mamy tego wizualizację. Takiego mamy Boga. Nie surowego formalistę czy bezdusznego stróża porządku , tylko ojca rozumiejącego słabość.
Gdzie indziej będziemy tego doświadczać, jak nie w trakcie spowiedzi? Jeśli nie będziemy się spowiadać, to będziemy mieli błędny obraz Boga. Chociażbyśmy nawet z przekonaniem mówili, że jest On miłosierny, póki tego nie doświadczymy na własnej skórze, odnośnie własnych grzechów, to nie damy temu wiary. Spowiedź pozwala nam na praktyczną stronę dobrego myślenia o Bogu. Nie bójmy się mieć z Nim relacji pomimo tego, że jesteśmy grzesznikami.
Po co mi spowiedź? Argumenty! Co ja będę z tego miał?
Po odpowiedzi na pytanie: „co ja będę z tego miał?”, przychodzi czas na odpowiedź na kolejne, jeszcze bardziej radykalne pytanie: „czy spowiedź jest konieczna?”.
To takie naturalne, że człowiek szuka najprostszych rozwiązań. Dlatego również w sprawach duchowych będzie rozważał, czy nie dałoby się inaczej uzyskać tego, co wynika z sakramentalnej spowiedzi. Zresztą zobaczmy.
Po co mi spowiedź? Argumenty! Spotkanie
Czy jeśli byśmy poszli do lasu i usiedli na jakimś kamieniu i opowiedzieli na głos Bogu, co leży nam na sercu, to czy otrzymalibyśmy ten sam efekt? Czy usłyszelibyśmy naukę spowiednika, która odnosi się do naszych poszczególnych grzechów? Czy czulibyśmy się aktywnie wysłuchani i nie czuli, że mówimy na próżno? Albo czy po wypowiedzeniu grzechów usłyszelibyśmy podnoszące na duchu słowa rozgrzeszenia: „i ja odpuszczam Tobie grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego? Ciągle pada odpowiedź: nie. Nic nie zastąpi spowiedzi, ponieważ tam mamy „ludzki kontakt” z Bogiem. Stwórca przenosi tę „rozmowę” na wyższy, sakramentalny poziom. Prosta rozmowa, okazuje się możliwością porozmawiania z samym Bogiem.
Nie dlatego, że ksiądz jest Bogiem, ale dlatego, że chociaż mówisz do człowieka, masz pewność, że słucha tego również Bóg. Zmartwychwstały Jezus nie pozostawił wątpliwości. Powiedział do apostołów w Wieczerniku: „«Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane»”. Pokazuje przez to, że pozostawia do dyspozycji apostołów i ich następców temat grzechów i łączy się z ich decyzją. Nie robi tego „na ślepo”, tylko wsłuchuje się w słowa, które penitent mówi w konfesjonale.
Potwierdza to św. s. Faustyna w swoim „Dzienniczku‟.
Zapisała w nim takie słowa Jezusa: “Kiedy się zbliżasz do spowiedzi, wiedz o tym, że Ja sam w konfesjonale czekam na ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem, lecz sam działam w duszy. Tu nędza duszy spotyka się z Bogiem miłosierdzia. Powiedz duszom, że z tego źródła miłosierdzia dusze czerpią łaski jedynie naczyniem ufności. Jeżeli ufność ich będzie wielka, hojności Mojej nie ma granic (Dz. 1602)”.
Po co mi spowiedź? Argumenty! Sami nie damy rady!
W Starym Testamencie, w 1 Księdze Królewskiej jest kapitalny fragment, który pokazuje, jak bardzo słabe i nic nie znaczące są działania ludzkie jeśli brakuje w tym Bożego błogosławieństwa. Mowa jest tam o proroku Eliaszu, który chce przekonać lud do tego, by uwierzyli w Boga Jahwe i przestali oddawać bałwochwalczą cześć Baalowi. Z perspektywy statystycznej nie wyglądało to spektakularnie.
On był jedynym prorokiem Boga Jahwe, a proroków Baala było czterystu pięćdziesięciu. Ogromna przewaga, ale niestety nic nie dająca. Ich wołania od rana aż do południa nad porąbanym cielcem ułożonym na drwach nie przyniosły skutku. Nawet głośniejsze okrzyki, tańczenie i rytualne okaleczenia zdały się na nic.
Z kolei Eliasz umieścił swojego cielca na drwach w wykopanym dole, poprosił o zalanie tego dwunastoma dzbanami wody, by wszystko pływało w wodzie. Po jego modlitwie spadł ogień z nieba w wyniku czego ofiara została spalona, a woda z rowu pochłonięta. Doszło do cudu. Podobnie ma się sprawa z naszymi ludzkimi działaniami. Ich duchowa skuteczność nie zależy od naszego wysiłku i otaczającej nas symboliki. Wtedy byłaby to magia i ezoteryka. Łaska wynika z tego, że coś jest sakramentem i otrzymujemy go w środowisku Kościoła, któremu przekazał świętości sam Bóg.
x.P.Ś.
Podobał Ci się artykuł? W podziękowaniu możesz postawić kawę. Pomożesz w ten sposób utrzymać portal oraz tworzenie nowych katolickich inicjatyw: https://buycoffee.to/ewangelizacja
Najnowsze artykuły
Spowiedź i nawrócenie
Spowiedź i nawrócenie. Polepsz swoje życie! Nie wystarczy się wyspowiadać. Po spowiedzi muszą nastąpić konkretne zmiany. Zobacz jakie!
Sumienie. Wyrzuty vs. dojrzałe sumienie.
Sumienie. Wyrzuty vs. dojrzałe sumienie. Jak kształtować sumienie, by było skutecznym narzędziem do zbawienia?
Lęk przed spowiedzią
Lęk przed spowiedzią. Jak go pokonać? Przeczytaj artykuł ks. Piotra Śliżewskiego.
Pierwsza spowiedź a Pierwsza Komunia Święta – pomocnik
Pierwsza Komunia święta to uroczystość całej rodziny. W ramach przygotowań do tego Dnia, zarówno dziecko, jak i cała jego rodzina mogą skorzystać ze spowiedzi świętej. W spowiedzi świętej bardzo pomaga modlitewnik komunijny oraz Pismo święte. Biblia jest w...
Inni też się spowiadają! To coś znaczy!
Rzecz, którą musimy zobaczyć przed samą spowiedzią to sprawdzenie, czy aktualnie ksiądz kogoś nie spowiada (po drugiej stronie konfesjonału). Przed polskimi konfesjonałami bywają (na szczęście dla nas wszystkich!) kolejki, które trzeba uszanować. Kolejki przed...
Dostrzeż gotowość Boga do przebaczania
Aby się wyspowiadać, w konfesjonale musi być obecny kapłan. Niby oczywistość, ale jakże symboliczna. Obecność kapłanów w konfesjonałach jest oznaką gotowości Boga do przebaczenia człowiekowi. Do dzisiaj pamiętam uwagę mojego pierwszego proboszcza z Cedyni, ...